środa, 22 grudnia 2021

Pierwsze Znaki

 
2. PIERWSZE ZNAKI






To nie była brama świetlna, która miała mnie uwięzić w koncie pokoju, na łóżku (na dodatek w pozycji na wpół leżącej), a bariera ochronna typu teleportowanych technologii świetlnych dla mojego bezpieczeństwa. Miałem o tym nie mówić nikomu. Co to by dało? Co to dało? Nie mówiłem. O niczym. Czas przerwać milczenie. Jeszcze nie raz zapomnę sobie o czymś przypomnieć, jak te wynalazki "skądś" pod podłogą. Te to potrafiły hałasować. Nie potrafię zapisać w formie tekstu animacji cieni (w sumie to jednego - pająka mikromechanicznego) tychże. Za to dźwięk jaki wydawały (bardziej było słychać te niewidoczne) spod podłogi, zza szafy, spod biurka przypominał zębatki mechanizmów nowoczesnych urządzeń które nie brzmią jak zegarek z budzikiem, a bardziej jak aparatura chirurgiczna, coś typu sprzętu medycznego naprawdę wysokiej klasy. Nie ważne, bo nie widziałem, nie fotografowałem tym bardziej. Ale. Nie zapomnę tych nocy, kiedy z rurą od odkurzacza w samych skarpetkach polowałem ślizgając się po panelach podłogowych w nocy między jednym, a drugim pokojem. W tym, w którym spałem słysząc to "coś", czy "te coś" z pokoju w którym już spali próbowałem zrozumieć, już nie polować, a zrozumieć czy to jest tu dla ochrony, czy do ataku. Nie ważne też, czy do ochrony, czy do zabijania, bo ważne którą stronę obierały te nikczemne, pozwolę sobie nazwać mikroroboty, a równie dobrze mogły (patrząc przez czarny pryzmat) być skalibrowane do totalnej eliminacji wszystkich domowników śpiących o tej porze. O porze, kiedy denerwuje Cię szum świecącej żarówki starego typu, zamontowanej w taniej produkcji lampce nocnej. To nie był mój dzień, heh, no właśnie, a i nawet nie noc. To była noc żywych trupów. Lat może minęło nawet i naście ale to dobry moment, by odpalić sygnał nawigujący w swojej pamięci do odrestaurowania całej przygody, która nie miała ani początku, ani nie ma końca. Do innych wymiarów jeszcze Was nie wpuszczę, bo nie na to pora, ani pozwoleń teraz w tym momencie jak to piszę jeszcze nie mam, ani do światów (równoległych, przeszłych, przyszłych, bliźniaczych i zamkniętych) które pchają się stosunkowo często, nawet bez specjalnych zaprosin w formach rytuałów duchowo-eksperymentalnych. Tak, takich. Nie uczyli nas ani w szkole, ani nie czytałem żadnych książek. Lubiłem (i nadal lubię) obejrzeć dobry film na dużym ekranie, a i posłuchać tego co leci właśnie w radiu. Kiedyś wystarczało mi tylko granie, interakcja, jakaś immersywna rozrywka inna niż siedzenie na blokowisku i palenie papierosów. Lubię dalej dobrze pograć, zawsze będę, ale od ..nie ważne, bo nie o tym chciałem teraz. Sztuką tego nie nazwę, bo dziś nazywając się artystą publicznie można zostać zapytanym ile się zarabia. Na tym co się robi oczywiście, bo przecież jeśli nie masz z tego pieniędzy, to nie jesteś artystą, tylko amatorem, hobbystą, czy po prostu bawisz się po mamy lekach na komputerze, przy biurku, czy w łóżku z telefonem w ręce. Tak, praktycznie prolog pisany był na telefonie, którego już od dawna nie ma w salonach, ale kosztował jeden złoty. Szkoda, że baterię można tak szybko wyeksploatować. Teraz trzeba wszystkie teksty, rysunki, czy inne twory (ruchome, interaktywne też się zdarzają) przesyłać między urządzeniami, a nawet robić do chorych rozmiarów częstotliwości kopii zapasowych i nie tylko na dyskach twardych, miękkich, szybkich, czy wolnych ale i w tak zwanych "chmurach"! Nie mam już słów, tak jak mój dawny znajomy, upiorek, tak go sobie nazwałem. Pozwolić sobie mogłem, tak jak on przewieszając się przez dolną ramę lustra i zwieszając bezradnie ręce. Bezradnie wydaje mi się nie dlatego, że nie zrozumiałem tajemnego zaklęcia które nie ja wypowiadałem, czy że mu nie pomogłem po jego stronie zwierciadła kiedy był smażony, cięty, łamany, czy skalpowany, a raczej dlatego, że nie potrafiłem docenić prezentu, jakim był sam jego widok, nasze spotkanie, które warto by było jakoś uczcić, a nie się nie ruszać i czekać aż zacznie mnie rozbawiać robiąc teatrzyk na kucka wystawiając malutkie, suszone (po wcześniejszym wydłubaniu kości czaszki z nawodnionej jeszcze głowy) pacynki, takie małe główki jak pomarańcze, ale tak zachowane, że mumia by się powstydziła i za pewne tłumaczyła, że za jej czasów...
Sami wiecie, technika idzie do przodu, a New Science, to moi przyjaciele od czasów kiedy jeszcze szukałem na znanym chyba wszystkim portalu społecznościowym pasażerów UFO, czy map z drogami do środka (zabudowanych z tego co wiem) piramid. Na przykład. Było tego więcej. Dwa lata temu. Tak, dwa lata. Nie powiem, że mniej, czy więcej, bo to nie ważne, a nie że nie pamiętam spotkała mnie kara. Zsynchronizowały mi się zakładki sprzed ładnych kilku (nie przesadzę jak napiszę kilkunastu już) lat w przeglądarce i po przeczytaniu pierwszych, rzucających się w oczy katalogów zbiorczych doznałem szoku. Fachowo to się nazywa "flashback". W medycynie mówili później, że to padaczka, a mnie wessało do MATRIXA. Niestety nie mogłem tam oddychać, nie wiedziałem co się dzieje i z pretensjonalnym tonem pytałem tylko "co to ma być?", a to takie żałosne... Próbował moje ciało bezduszne (dusza zaparkowana, tankuje do kolejnych lotów) próbuje utrzymać pionowo wpychający się od środka On... Jaki On? Nie powiem, bo nie mam pewności który, czy ten z samej góry (mam na myśli pozycję w hierarchii, nie kierunek), czy jakiś przydupas, któremu się zabohaterzyć chciało, bo przecież: "Życie miało być po życiu i to w niebie, a ja dlaczego tak wyglądam i muszę uciekać przed tymi, którzy się mnie boją? Nie wiem jak to mnie uformowało, ale to był SYSTEM. Obiekty, tzw. blueprinty, czy inne gotowce tak ładnie nie formują kształtów. Nie ważne, dla mnie wszystko co w ogóle powstało, to arcydzieło!". Tymi słowami zamiótł się pod dywan, jak sobie pomyślę, że jego portfolio powinno wypychać po brzegi pustką i zniszczeniem przynajmniej klasy AA gier komputerowych. Nie ma już skakania po lini czasu! Teraz dopiero będziemy zaczynali "bajerę". Nie mylić z barierą, bo choćbym chciał to nie udowodnię, że są rzeczy o których się nie dowiecie, jak Wam nie powiem. Pokazać nie pokażę, chyba że będzie taka okazja, a wierzcie mi że wszystkie pokazy sztuki, nauki, cuda typu najnowszych prototypowych wynalazków najczęściej były tylko projektowane i to tak zdalnie, że mogło by wojsko przeczesywać miasto, a może nawet i cały kraj i nie znaleźli by nadajników, a co dopiero zostawiać choćby na malutką chwilkę na mojej pułce choćby figurkę Doomslayer'a z płynnego metalu. Może nie było, nie ma obaw, że ktoś by ukradł, ale mógł by doznać ciężkiego szoku, zawału, wylewu, czy po prostu urazu na stałe po takim akcie.
Bez odbioru. Osiem-Zero znowu sprowadza mnie na Ziemię. Na Planetę Ziemia. Tak się mówi, bo tak jest poprawnie językowo i merytorycznie. Nie, nikt mi skrzydełek nie odcina, nie urosły mi też same, nie będę kłamał. Tyle mogę na początek naszej podróży obiecać...


Podpisał
         znowu Adam





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz